sobota, 20 kwietnia 2013

zabardzość. nadczucie.


Po pierwsze: 6 dni i nic już nie będzie takie samo. 6 dni i wszystko się zmieni. Nie mam siły,właśnie teraz kiedy potrzebuje jej bardziej niż powietrza. Tęsknię, już tęsknię za tym od czego stroniłam te 3 lata, za chemią, której serdecznie nienawidzę, za egzystencjalnymi przemyśleniami na polskim, za wiecznym nie-ogarem klasy na lekcjach matematyki, za koniecznością pełnego skupienia na historii i gotowości odpowiedzi na pytania w najmniej oczekiwanych momentach, za bieganiem po 11 kółek dookoła stadionu na w-fie...za nauczycielami, których nie darzyłam sympatią, za przepychankami na korytarzu szkolnym i tysiącami mijających twarzy, ah! nawet mogłabym dalej bać się tych sprawdzianów ze znienawidzonych przedmiotów... skoro bałam się trzy lata i wytrzymałam, to wytrzymałabym jeszcze trochę. Nie wierzę, że w piątek przekroczę progi tego LO, nie wierzę, że nigdy więcej nie usiądę przy swojej ławce, że nie napiszę kartkówki, chyba nie jestem jeszcze tego w pełni świadoma...
Po drugie: MATURA. Boję się, boję się, boję się! Dlaczego nic mi nie wychodzi, głupia matma! po co się starć, skoro i tak nic nie potrafię! Teraz całe moje życie spoczywa w jej dłoniach. Matematyko, proszę daj się zrozumieć...
Po trzecie: Okropny czas. Mniej więcej rok temu o tej porze wszystko się zaczęło. Pogoda za oknem sprawia, że zamiast cieszyć się słońcem, przypomina mi się to, co najgorsze. Pamiętam jak traciłam świadomość, wchodziłam w 'inny' świat nie do końca zdając sobie z tego sprawę, teraz już wiem i przez kilka najbliższych miesięcy nie będę w stanie o tym zapomnieć. A przecież nie mam na to czasu! nie mam! muszę zająć się innymi, ważniejszymi sprawami, dlaczego nie mogę....dlaczego akurat teraz?! Nawet kawa straciła swój smak. Cholerne lustra (ale to nie ich wina, że pokazują prawdę). Nigdy się nie pogodzimy. Rzucam w Twoją stronę miliony obelg, a Ty dalej nie chcesz mnie opuścić, czy tak bardzo Ci na mnie zależy? tak bardzo chcesz zepsuć mi życie? Kocham Cię czy nienawidzę? Czego ja właściwie chcę? Tęsknię za Tobą czy za Twoim brakiem? Nie chcę o tym myśleć...chcę zapomnieć. Tylko....czy kiedykolwiek będę w stanie? Jak ja siebie nienawidzę. Będąc pozornie silną, użalam się nad sobą, kolejny paradoks. Niech świat się zatrzyma, na minutkę, sekundkę, błagam.......ja po prostu za nim nie nadążam, biegnę i przystaje co chwilę. To za dużo. To wymaga więcej niż mogę z siebie dać...Chciałabym umieć się w końcu cieszyć, tylko, że nie mam ku temu powodów...
przeżyć to!
przeżyć to!
przeżyć to!
jeśli przetrwam, będzie już tylko lepiej...

Matthew and the Atlas - Within the Rose

piątek, 5 kwietnia 2013

Odpływaj świecie. Odpływaj

2 tygodnie wolnego 'przeleżane', taki ze mnie leń. No dobra może niekoniecznie zadowala mnie fakt spędzania całych dni w domu, bo po pierwsze- okropnie się nudzę. (tak wiem, powinnam sumiennie przygotowywać się do matury!), a po drugie jest tego przyczyna- moja biedna noga...w sumie to nie wiem co mi się w nią stało i jakim cudem, ale naderwałam sobie tkanki miękkie (o ile możliwe jest takie coś i jakkolwiek dziwacznie to nie brzmi. cóż, lekarz tak stwierdził, więc to chyba prawda) 2h na pogotowiu, no pięknie, a miałam się uczyć do kartkówki z mapy- Azja i Ameryka Śr. tymczasem owe kraje rozbiegały się po mojej głowie, baa po moim pokoju, a nawet bym powiedziała...uciekły przez okno, bo nic, a nic nie pamiętam. Jeden plus słówka z angielskiego w pełni opanowane! przynajmniej tyle. ale za to w chodzeniu wciąż jestem nieudolna.

Hmhmhmhmhsz, jest grubo po 01:00 w nocy, siedzę i sączę herbatę, właściwie to 3, bo dwie już wypiłam. Moje małe uzależnienie.
Ahhhhh, marzę o czerwcu, niech już będzie po maturach! niech już ten okropny stres się skończy (zabija mnie w tym momencie, a co będzie w maju?! wolę nie myśleć). Chcę już mieć święty spokój, wyruszyć z I. w podróż dookoła Europy, dostać się na studia, załatwić wszystko, co z nimi związane, znaleźć jakąś dorywczą pracę (najlepiej dotyczącą fotografowania, o!) Jestem aspołeczna, niespójna. Pragnę czegoś jednocześnie nic nie robiąc w tym kierunku. taka postawa aż boli. Czyli wymagam zbyt wiele? (yyy, szczerze? chyba tak. Dobra....na początek wystarczy mi zdana maturka i zadowalające wyniki, ah byłabym wówczas w siódmym niebie!) Mimo tego nie wyobrażam sobie mieszkania bez rodziców, w innym mieście, z dala od znajomych, rodziny. Czy ja kiedykolwiek przestanę być dzieckiem i nauczę się wreszcie samodzielności? oto jest pytanie. Może za 100 lat mi się to uda. mooooooże, lecz pewności nie mam. A z drugiej strony ciągle wydaje nam się, że poradzimy sobie ze wszystkim sami, że będziemy niezależni od wszystkich, że nie potrzebujemy nikogo do szczęścia. Lecz gdy ledwo sięgamy dna, jedyne czego chcemy, to osoby pełnej miłości, która nas mocno przytuli i nigdy nie opuści. Dlatego trochę się obawiam tej mojej niedalekiej przyszłości.
Oby myślenie o 'tym' nie przeszkodziło mi w dalszym życiu, mam ważniejsze sprawy na głowie, nie mam czasu na pierdoły! Jak to było kilka lat temu? gdy nie zdawałam sobie z niczego sprawy, niczym się nie przejmowałam? ah, jakże było pięknie i beztrosko...czy ten stan nie mógł trwać po dziś dzień? Zapewne mógł, tylko widocznie nie dałam mu na to pozwolenia. Więc do kogo te pretensje Droga Olu? do siebie samej, podziękuj sobie, Ty jesteś wszystkiemu winna, nikt inny, zapamiętaj. iiiiii... Pamiętam. Wiem przecież, moja wina. Cóż. Jesteśmy wszystkim tym, co się w nas wydarzyło. Mamy w sobie setki dziur. Ale cichooosza, było-minęło-nigdy-już-nie-wróci. i tego się trzymajmy. Fakt faktem, że ludzie noszą w sobie bardzo widoczny strach. Nerwice, depresje, nałogi świadczą o tym, że wielu z nas czuje podskórnie, że przez lata zgromadzili w sobie kwas, który teraz zaczyna się ulewać.

Eh, kolejny nudny post, a miałam być taaaaka kreatywna, :hahaha: no brawo. O zgrozo! muszę na nowo zainstalować sobie photoshopa i wybrać się na jakąś sesję, bo nie jestem w stanie dłużej wytrzymać bez aparatu w dłoni. Tyle czasu spędził w swoim wiernym mieszkanku, zamknięty na trzy spusty, jakby miał się czegoś obawiać, jakby miał go ktoś skrzywdzić. biedactwo. mamusia ciągle przy tobie jest!
Dlaczego mam tak wiele chęci, pomysłów, planów, wtedy kiedy nie mam na to ani odrobiny wolnego czasu? Pewnie dlatego, że jestem jedną, wielką prokrastynacją i zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, a jak coś mnie raz natchnie, to pochłonie w całości. A ja nie mam wpływu na moment, w którym to się stanie. no nie ma zmiłuj, zwyczajnie nieeeee ma
Kończę tego okropnie dłuuuugiego posta, bo plotę bez sensu (jak zawsze zresztą) rozwodząc się na tematy, które w gruncie rzeczy z 'tematem' nie mają nic wspólnego. ale coooo tam, przecież to nie ważne. nie ważneeee. Przecież możesz mieć wszystko, robić wszystko albo być wszystkim, czym chcesz.

Tymczasem zostawiam Was ze starymi (woow! doprawdy, któż by się spodziewał...) zdjęciami. Tym razem w roli głównej Anna.
(Być może już niedługo- jeśli tylko zepnę tyłek, wrzucę tu jakieś foto-nowości, oby, oby!)


 Foals - My Number

wtorek, 2 kwietnia 2013

szklany klosz

Już wiem. Już rozumiem. JUŻ albo DOPIERO.
Nareszcie zdałam sobie sprawę, z tego jak wielkie błędy popełniłam w swoim życiu. Bądźmy szczerzy...popełniałam je zawsze, ale ten ostatni był chyba najgorszym z możliwych. Spadałam. Przyznaję się bez bicia. W momencie kiedy byłam przekonana, że unoszę się ku górze, spadałam. Byłam pewna, że jestem już bliżej niż dalej, że jestem  wysoko, że mogę wszystko, tymczasem leżałam już głęboko, na samym dnie. No prawie....bo wstałam, w ostatniej chwili i z ciężkim sercem, ale wstałam, podniosłam się. Rok. Tyle mniej więcej wysiłku wymagało bym się podniosła i ruszyła w przód. Lepiej późno niż wcale, prawda? Nigdy nie zrozumiem dlaczego to zrobiłam, nie pojmę swojej własnej głupoty. Chciałabym cofnąć czas i od nowa zacząć przygodę w liceum. Wiedziałabym jak się zachować, jakich gaf nie popełniać...szkoda tylko, że to niemożliwe.
Mimo tego, iż pozornie nikt nie domyśliłby się, że kiedykolwiek mogłam się z 'nią' zmagać, to Walka toczy się dalej... ale chcę ją wygrać i wierze, że mi się to uda. Do tej pory cieszyłam się z przegranej. Rany Boskie, po jaką cholerę wpakowałam się w to wszystko?! dlaczego?! przecież gdybym tego nie zrobiła, gdybym nie próbowała...byłabym teraz zupełnie inną osobą, cieszyłabym się z najmniejszej drobnostki, jak każda nastolatka potrafiłabym dostrzec szczęście. Ale ja go nie widzę, nie umiem, nie potrafię. A może wcale nie chcę znaleźć tej jakże cudownej eudajmonii? Ono jest, mijamy się na każdym kroku, krzyczy do mnie, woła bym wzięła je pod swoją opiekę, to ja nie zwracam na nie uwagi. Mea culpa, mea maxima culpa, ale why?! przecież mam wszystko czego pragnę, wspaniałą rodzinę, przyjaciół, dlaczego nie potrafię tego docenić? Przecież TO jest szczęście! niektórzy oddaliby życie, by mieć to co mam ja...czemu więc tak istotny fakt mnie nie satysfakcjonuje? Postaram się, obiecuję! Muszę się zmienić, chcę tego, pragnę. Zmarnowałam najlepszy okres mojego życia, czas przepłynął mi przez palce, zatraciłam się w tym chorym świecie, tym samym oddalając się od bliskich. Straciłam wiele, zaniedbałam miliony ważnych spraw. Żałuję, chciałabym wszystko naprawić, ale czy jestem w stanie, czy ludzie potrafią mi jeszcze wybaczyć? Powoli odzyskuje wzrok, przebrzydła ślepota odchodzi, mam nadzieję, że już na zawsze. Siebie nie jestem w stanie zaakceptować i ta kwestia się nigdy nie zmieni, choć próbowałam, bezskutecznie. Nie wiem jak wyglądam, nie wiem jaka jestem, nie potrafię spojrzeć na siebie obiektywnie, nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem. To mi przeszkadza, uwiera, ale przeboleję. Nauczę się z tym żyć, w sumie to już idzie mi całkiem nieźle, robię ogromne postępy, choć sama już nie wiem czy cieszyć się z tego, czy płakać. Zaakceptuje siebie, choć nie będzie mi łatwo, na pewno. Zrobię to, dla rodziny, przyjaciół, dla tych wszystkich wspaniałych ludzi, którymi się otaczam, którzy tak bardzo we mnie wierzą i na których pomoc zawsze mogę liczyć. Z tak wielką, wspólną siłą musi mi się udać. Pomimo wszelkich barier powoli doceniam drobne detale, zauważam każdy promyk słońca, każdy uśmiech, gest. Nie mogę dopuścić by najlepsze lata mojego życia przeminęły z wiatrem. Złowrogie wspomnienia odsuwam na bok, topie je w rzece, z której nie ma powrotów, wkrótce odpłyną na wieczność. (czuję to w kościach?!?)
 Nie zważając na to, iż 'od NIEJ można uciekać, ale nie można uciec'- mam jednak nadzieję, że przestanie mnie prześladować i zawracać mi głowę swoimi przebiegłymi zdaniami. DOŚĆ! chcę zacząć żyć normalnie. NORMALNIE. Ot tak po prostu, jak zwyczajna, NORMALNA dziewczyna w moim wieku. Teoretycznie nie jest to takie trudne, gorzej z praktyką, której muszę stawić czoła i zrobię to. Obiecuję. Będę silna...tym razem nie zawiodę. I promise.

A tu kilka staroci, mianowicie zdjęcia pięknej Gosi, jesień 2011 bodajże?



 

♫♫♫

 Iron And Wine - Upward Over The Mountain